sobota, 19 lutego 2011

Pueblo

No i wróciłam po latach w chorobie mam czas na pisanie bloga...
Zanim opowiem co warto zjeść w tej knajpie to pozwolę opisać pewną obserwację którą poczyniłam w ostatnim czasie.
Właśnie w Pueblo kelner oblał pomidorowym sosem siedzącą obok mnie panią w białej bluzce, w Thui Hut moja córka znalazła w rosole sznurek a w pueblo ja znalazłam kawałek surowego kurczaka no i oczywiście każdemu może się zdarzyć ale ... nie to jest istotne, istotna jest reakcja kelnera. Przepraszam. Wydawało mi się że w każdej restauracji powinno nastąpić jakieś zadość uczynnienie-deser, zniżka ale nie, najwyraźniej takie reakcje zdarzają się tylko na filmach.
Ok oprócz jednego incydentu z kawałkiem niedogotowanego kurczaka nic innego niepokojącego nie znalazłam w potrawach w Pueblo.
Mogę polecić:
our pueblo fajitas pollo - podawane z kurczakiem, wołowiną lub krewetkami. Farsz podawany jest na żeliwnych podgrzewanych talerzach, do tego dostaje się tortille oraz 4 rodzaje sosów i dodatków-salsę, guacamole z avocado, zmieloną czerwoną fasolę, śmietanę. Myślę że to jedna z lepszych wersji meksykańskich placków które można zjeść w trójmieście. Osobiście uważam że mają się tak do oryginalnych meksykańskich tortilli jak gołąbki zrobione przez mojego meksykańskiego kolegę, szefa kuchni, do gołąbków zrobionych przez moją mamę. W obu jednak przypadku nie-orginalne nie oznacza nie smaczne. Ja osobiście polecam pueblańskie placki jako pewną wariacje meksykańskiego stylu.
Po za tym doceniam w pueblo możliwość wypicia coli z kruszonym lodem. Bo nie wiem czy sami doświadczyliście niesamowitego według mnie zjawiska związanego z colą z lodem. Zawsze kiedy proszę o colę proszę również o lód i w 95% przypadków słyszę o dziwo odpowiedz - ale mamy cole z lodówki. Kiedy ponawiam swoją prośbę w wielu przypadkach okazuje się że lodu po prostu nie mają. Dla mnie lód to zmiana smaku a nie temperatury czego niestety nie daje mi lodówka....Tak więc w pueblo mają nawet kruszony lód.

Po za tym na kaca polecam faszerowane serem papryczki jalapeno oraz nachosy z serem oraz papryczkami obie potrawy pikantne i bardzo smaczne.


Gdynia ul. Władysława IV

wtorek, 2 listopada 2010

Popcorn

Sobota wieczór
Przy stole 19 latek, 34 latek i 37 latek piją
Śliwowice, whisky oraz malibu. Polane do kieliszków od wina ładnych, fioletowych. Jeden nie przeżył Kuba odstawiając gwałtownie whisky na stół odłamał nóżkę.
Na zagrychę popcorn przeterminowany z Biedronki czy Lidla co w kontekście smaku niewiele zmienia. Ważne że zjedzony w całości.
Śliwowica cuchnie tak okropnie że samo wąchanie należy zapijać.
Gadamy o życiu.....
Wszystko smakuje idealnie.

piątek, 29 października 2010

Thai Hut

Do Thai Hut w Gdyni na ul. Abrahama chodzę gdzieś od 7 lat. Od wtedy kompulsywnie zawsze jem tam to samo: zupę kokosową z makaronem domowym z dodatkiem trawy cytrynowej, owocami tamaryndowca i mlekiem kokosowym, średnio pikantną; pad thai z kurczakiem średnio pikantny i lodowy deser kokosowy z dodatkiem malibu. Wszytko wyśmienite i nieporównywalne do żadnego innego smaku.

Zupa kokosowa wbrew moim obawom okazała się w ogóle nie słodka. Smak czerwonego curry długo pozostaje w gardle i gdzieś na końcu języka.

Pad Thai dzięki zmielonym orzechom nerkowca albo innym cudom ma smak egzotyczny ale bardzo przyjemny dla podniebienia.

Deser z malibu to zupełnie niesłodki kokosowo-mleczno-malibowy smak. Kokos, mleko i malibu są zmiksowane i schłodzone razem a potem umieszczone w orzechu kokosowym. Najważniejsze nie są z tych słodkich deserów których smak sprawdza się do cukru i których nigdy nie jem.

Nie wiem czy coś innego jest tam smaczne i nie wiem czy spróbuje bo jak już tam dojadę to zawsze chcę przypomnieć sobie tylko smak tych rzeczy. Ostatnio w karcie zobaczyłam mięso z krokodyla tego raczej wam nie opisze. Jakoś nie wyobrażam sobie jedzenie krokodyla.

wtorek, 19 października 2010

Zielony pieprz




Do niedawna w Kwidzynie można było zjeść tylko pizze z włosem ale od kiedy otworzyli Empik konieczne było otwarcie również ekskluzywnej restauracji.

Początkowo wiele potraw było niezwykłych np.: zupa z cukinii. Co prawda udało im się ją przyrządzić bez problemu tylko raz... ale ten raz był cudowny. Potem było lepiej i gorzej ale raczej w kierunku gorzej. 

W ostatnią niedzielę dałam szansę tatarowi z halibuta, pierogom z cielęciny, kaczce w pomarańczach oraz tradycyjnemu schabowemu. Tatar miał smak na tyle specyficzny że jak powiedziała kelnerka należy się do niego przyzwyczaić mi niestety zabrakło potrawy, nie przyzwyczaiłam się nawet jak się skończyła. Pierogi były mdłe. Z kaczki najlepsze były pomarańcze. Ziemniaki były odgrzane ale w myśli zasady, zawsze znajdź coś dobrego, znajduje, wszytko podane było przepięknie.

I jeszcze jedno ceny tu jak w gdańskim MacDonaldzie


niedziela, 17 października 2010

Awokado

Miało się zacząć od sopockiej tajskiej restauracji ale aby nie zaczynać od krytyki na szczęście w między czasie odwiedziłam Awokado.

Kiedy w domu Sushi poznałam pana Karola wiedziałam że to jeden z tych osób który stara się swoją pracę doprowadzić do mistrzostwa. Kiedy nagle zniknął nigiri przestało smakować a nori z maków ciągnęło się jak stara guma. Długo szukałam pana Karola, tak długo że w między czasie zapominałam jego imię i został Krzysztofem. Zamiana imiona pewnie nie ułatwiła poszukiwań. I kiedy nagle zobaczyłam go za barem wiedziałam że dzisiejsze sushi będzie wyjątkowe.

Pan Karol wie co to znaczy ostre i średnio ostre. Pan Karol łączy grejpfruta z surową rybą z taką samą łatwością jak większość suszarni rybę z nori. I jeśli mówię proszę zrobić po prostu coś wyjątkowego to zawsze na moim talerzu ląduje coś niezwykłego. O smaku który trudno opisać słowami, delikatne a jednak ostre, bardzo ostre a jedna w tle czuć smak a nie tylko wypalanie kubków smakowych. Jeśli ktoś nie zna się więc na susi wystarczy odnaleźć wysokiego pana Karola w Avokado i po prostu powiedzieć proszę coś wymyślić. Nie trzeba znać wszystkich trudnych nazw i nawet jeść pałeczkami proszę zdać się na Karola a susi będzie wyjątkowe.